Autor: Jerzy Maroń
-
Wydawnictwo: Chronicon
Data wydania: 2013
ISBN 978-83-935760-9-8
-
Wydanie: papierowe
Oprawa: miękka
Liczba stron: 326
Praca została pomyślana jako studium z historii polskiej historiografii militarnej, a zwłaszcza jej grzechów przybierających postać tytułowych osobliwości. Obejmuje ona trzy kręgi dyskusji: o pojęciu i strukturze historii wojskowości oraz jej związku z naukami wojskowymi (rozdziały I i II); o paranaukowych obrazach znaczących w polskiej pamięci średniowiecznych batalii: Cedyni, Psiego Pola, Legnicy i Grunwaldu i wczesnośredniowiecznej wojskowości polskiej (rozdział III); o efektach studiów nad dawną historia militarną operatorów i humanistów wojskowych (rozdziały IV i V). ze wstępu
Dobrze pamiętam uczucie niedowierzania, jakie ogarnęło mnie kiedyś podczas lektury „Zasad sztuki wojennej” Dominika Strasburgera. Później nastąpiło odkrycie „Historii wojskowości” Leonarda Ratajczyka i „Wojny jako rzeczywistości” Jarosława J. Piątka. Uświadomiło mi to, że gdzieś w świecie naukowym funkcjonują badacze, których twierdzenia skutkowałyby oceną niedostateczną na egzaminie z dowolnej epoki, nierzadko mogący pochwalić się tytułami profesorskimi i gronem młodszych kolegów przekonanych o ich szerokiej wiedzy. Jak się okazuje, do grona zniesmaczonych tym zjawiskiem zalicza się także Jerzy Maroń, którego dorobku naukowego nie kwestionuje nikt o zdrowych zmysłach, co czyni go idealnym kandydatem do rozprawienia się z pewnymi zjawiskami. Tak oto narodziła się książka pt. „O osobliwościach polskiej historii wojskowości”, która zapewne przysporzyła niektórym osobom wielu nieprzespanych nocy…
Autor miał bardzo szerokie możliwości wyboru „bohaterów” napisanej przez siebie książki, gdyż odnoszę wrażenie, że to właśnie w zakresie badań nad historią wojskowości publikowane są najbardziej kuriozalne prace. Co ciekawe, zdecydowaną większość niechlubnych przypadków stanowią naukowcy związani z uczelniami i instytucjami wojskowymi, choć przecież w dawnych czasach współpracowały z nimi takie tuzy jak Stanisław Herbst, Janusz Sikorski i Jan Wimmer. Maroń zwraca uwagę, że fatalne w skutkach okazało się wyodrębnienie tzw. nauk wojskowych, co odseparowało historyków w mundurach od badaczy cywilnych, przyczyniając się do postępującej degrengolady przedstawicieli pierwszej kategorii, polegającej na skostnieniu refleksji metodologicznej i zamknięciu się na wpływy promieniujące z zewnątrz. Przy okazji nareszcie ktoś stwierdził bez ogródek czym jest nowo powstała specjalizacja o nazwie „bezpieczeństwo narodowe”, będąca nie tylko swoistym kuriozum naukowym, ale także formą przetransformowania się niegdysiejszych specjalistów od nauk wojskowych, którzy próbują utrzymać swoją bezpieczną przestrzeń w możliwie nienaruszonym stanie (wciąż publikując na tematy związane z historią wojskowości – z recenzenckiego punktu widzenia bezkarnie, ponieważ formalnie nie są to prace z zakresu historii, dzięki czemu ich twórcy mogą zdobywać kolejny stopnie i tytuły naukowe).
Nietrudno zauważyć, że „ulubieńcami” Maronia stali się Lech Wyszczelski i Jan Orzechowski, choć równie miażdżącej oceny doczekały się mniej znane postaci, jak np. wspomniany Strasburger czy Hubert Królikowski. Porażające jest, że w świetle wykazanych plagiatów czy zwykłego braku wiedzy wielu współczesnych autorów nie czuje oporów przed cytowaniem ich prac! Być może warto podkreślić, że nie chodzi tu o zwykłe błędy, które przydarzają się każdemu historykowi, lecz o przypadki, które powinny skutkować w skrajnych przypadkach odbieraniem stopni naukowych. Maroń wykonał kawał dobrej roboty i jedyne do czego można odnieść się krytycznie, to nieco zbyt napastliwy język, który miejscami sprawia przykre wrażenie. Z drugiej strony, bezbrzeżna irytacja pojawiająca się po lekturze niektórych „dzieł” łatwo może przerodzić się we frustrację i wówczas człowieka nachodzi ochota, aby dać jej upust…
Dużo miejsca zajmują kwestie związane ze średniowieczem (rozdział III), a to za sprawą osobistych preferencji badawczych autora. Nie jest to sytuacja zła, albowiem to właśnie w polskiej mediewistyce ma miejsce najdalej posunięta refleksja źródłoznawcza, która dla wielu naukowców w mundurach po dziś dzień stanowi „czarną magię”. Ogólnie rzecz biorąc to właśnie metodologia – obok elementarnej uczciwości naukowej i minimalnej choćby chęci rozwoju – stanowi największą bolączkę krytykowanego środowiska. Już samo bezrefleksyjne powtarzanie terminu „historia wojskowa” (zamiast „historia wojskowości”) daje nieco do zastanowienia, choć akurat głównymi „szkodnikami” w tym zakresie są skądinąd bardzo zasłużeni Marian Kukiel i Benon Miśkiewicz. Po raz kolejny przypomina to, że uznana pozycja w środowisku naukowym nie jest równoznaczna z nieomylnością, choć wiele osób zdaje się o tym zapominać.
Spotkałem się z opiniami, że opracowanie zatytułowane „O osobliwościach polskiej historii wojskowości” dostarcza fantastycznej rozrywki, ale z mojego punktu widzenia jego lektura przynosi smutek połączony z zażenowaniem. Najgorsze, że samopoczucie krytykowanego środowiska w dalszym ciągu jest bardzo dobre, a książkę Maronia kwituje się posądzeniami o załatwianie prywatnych sporów bądź bliżej niesprecyzowane kompleksy. Czy istnieje jednak droga prowadząca do uzdrowienia opisywanej specjalizacji? Ostateczną odpowiedź na to pytanie przyniesie przyszłość, ale warunkiem sine qua non jest bojkotowanie niektórych autorów i uwrażliwianie studentów na jakość ich twórczości „naukawej” (bo przecież nie „naukowej”). Swoją rolę w tym dziele mają do wykonania także czołowe uczelnie, gdzie niestety panuje tendencja do sekowania badaczy wojskowości w duchu źle pojętego poczucia wyższości. Jeśli wspomniana tendencja się utrzyma, to czekają nas prawdziwe „naukowe wieki ciemne”, gdzie autorytetami będą bezkrytyczni fascynaci radzieckiej myśli historycznej okresu stalinowskiego reprezentowanej przed laty przez Jewgienija Razina i notoryczni plagiatorzy. Obecność w polskim środowisku akademickim takich osób jak Maroń daje nadzieję, że wojna nie została jeszcze przegrana.
Cóż można napisać na koniec? Dla historyków wojskowości jest to lektura obowiązkowa, zaś wszystkich innych również gorąco zachęcam do zapoznania się z nią, szczególnie jeśli ktoś wychodzi z założenia, że nic go już w życiu nie zaskoczy.