Baner z okładką książki Jak przeżyć w starożytnym Rzymie

Jak przeżyć w starożytnym Rzymie

Autor: L. J. Trafford

  • Tłumaczenie: Monika Skowron
    Tytuł oryginalny: How to survive in ancient Rome
    Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
    Seria: seria starożytna
    Konsultacja naukowa: brak
    Data wydania: 2022
    ISBN: 9788366981782, 9788366981799(ebook)
  • Wydanie: papierowe, ebook (epub, mobi)
    Oprawa: miękka
    Liczba stron: 245
L.J. Trafford studiowała historię starożytną na Uniwersytecie w Reading, po czym podjęła pracę jako przewodniczka wycieczek po Krainie Jezior. Po przeprowadzce do Londynu zaczęła pisać serię „Czterech cesarzy”. Seria czterech książek obejmuje dramatyczny upadek Nerona i chaotyczny rok, który po nim.o autorze

Każdy miłośnik cyklu Autostopem przez Galaktykę wie, że najbardziej przydatną rzeczą we Wszechświecie jest ręcznik. Oczywiście w podróży przez kosmos mogą się przydać inne przedmioty, na czele ze słynną Encyklopedią Galaktyczną, ale ręcznika nie zastąpi nawet ona. Pewnie niejeden z Was marzył kiedyś, by przenieść się do którejś z epok historycznych i zobaczyć, jak wyglądała ona „naprawdę”. Pewnie niewielu pomyślało jednak, że taka podróż wiązałaby się z wieloma niebezpieczeństwami. Nasz pobyt w przeszłości byłby ciągiem kolejnych faux pas, a potraktowanie nas przez tubylców jako dziwaków byłoby zapewne najniższym wymiarem kary. Mając wehikuł czasu można by zorganizować survivalowe reality show. Zwycięzcą byłby uczestnik, który najdłużej przeżyłby, dajmy na to, w neolitycznej wiosce gdzieś w dzisiejszej Polsce, w majańskim mieście czy na dworze rzymskiego cesarza. Każdy, kto wybierałby się w podobną podróż, oprócz ręcznika potrzebowałby przewodnika, który pozwoliłby mu lepiej zrozumieć kulturę, w której by się znalazł, oraz uniknąć najprostszych pomyłek, które mogłyby skończyć się naprawdę źle.

Przewodnikiem takim w podróży do starożytnego Rzymu w założeniu miała być książka L.J. Trafford. Autorka zabiera nas na wyprawę do Imperium doby Domicjana, a dokładnie do roku 95 n.e., gdzie, dzięki dwójce pilotów: Ajaksowi, cesarskiemu wyzwoleńcowi i sekretarzowi, oraz szacownej matronie Hortensji, poznajemy sporo ciekawostek na temat codziennego życia tak rzymskiej elity, jak i zwykłych mieszkańców Cesarstwa. Fakt, że przenosimy się do lat 90. I w. n.e. nie znaczy, że Trafford nie odnosi się do innych epok starożytnego Rzymu. Wręcz przeciwnie. Szczególnie dużo odniesień jest do historii poprzedzającej rządy Domicjana, w tym republiki rzymskiej.

Książka przeznaczona jest przede wszystkim dla początkującego odbiorcy, młodzieży i studentów, których wiedza o cywilizacji rzymskiej jest bardzo powierzchowna. Osoby na wyższym poziomie jej znajomości, szczególnie wykraczającej poza orientację jedynie historii w makroskali imperialnej, mogą się natomiast nudzić. Trudno znaleźć tu ciekawostki, które są prawdziwie zaskakujące. Przyznać natomiast należy, że wszystko to oprawione jest w bardzo przystępny język i zabawną narrację, co sprawia, że lektura nie tylko uczy, ale i bawi. Bardzo podoba mi się, że autorka pisze o chorobach zakaźnych, w tym malarii, które trapiły starożytnych Rzymian, czy dużej śmiertelności dzieci i kobiet w czasie lub w wyniku porodu. Przypomina też choćby o braku antybiotyków. Możemy bowiem zastanawiać się nad różnicami między naszą a starożytną kuchnią czy językiem symbolicznym, ale bez zrozumienia poziomu antycznej medycyny i wielu zagrożeń zdrowotnych, o których już zapomnieliśmy, nie sposób wyobrazić sobie codziennego życia 2000 lat temu (ani na dobrą sprawę w żadnej innej epoce historycznej starszej niż ok. 100 lat).

Nie sposób jednak przejść obojętnie nad błędami, które pojawiają się w książce. Wbrew Trafford Rzymianie dobrze wiedzieli, że Wezuwiusz jest wulkanem, choć naturalnie nie spodziewali się tak ogromnej erupcji, jak ta, która pogrzebała Pompeje czy Herkulanum. Nie powiedziałbym też, że Klodiusz został zamordowany (s. 58). Zginął raczej w czasie bijatyki i należy to traktować jako nieszczęśliwy wypadek. Zresztą później autorka znacznie dokładniej opisuje całe zdarzenie. Trafford przesadza też, twierdząc, że „współczynnik brutalnych morderstw popełnianych na trybunach ludowych był wysoki”. Ledwie kilku spotkał tragiczny los… Na s. 111 pojawia się informacja o tym, że w Bazylice Julisjkiej przy Forum Romanum uchwalano prawa w sądach. Rzymskie sądy nie miały takich prerogatyw, prawa ustalano w senacie lub na zgromadzeniach ludowych (oczywiście w dobie cesarstwa „inicjatywa ustawodawcza” leżała głównie po stronie władcy). Na s.116 wymieniając fora cesarskie autorka zapomina o Templum Pacis, wybudowanym przez Wespazjana, ojca Domicjana. Stronę dalej zaś (s. 117) twierdzi, że najlepsza była oliwa italska i eksportowano ją masowo poza półwysep. Może jakość tej oliwy była rzeczywiście wysoka, ale lokalna produkcja żadną miarą nie była w stanie zaspokoić popytu, o czym w samym Rzymie najlepiej świadczy Monte Testaccio – wzgórze zbudowane niemal w całości z fragmentów amfor, głównie transportujących oliwę (m.in. z Hiszpanii). Wydaje mi się, że mówiąc o najważniejszych bóstwach w Rzymie (Jowisz, Mars, Wiktoria), nie sposób pominąć Wenus czy Romy. Na s. 193 Trafford pisze zaś o najlepszej butelce faleriańskiego wina. Choć wino mogło być podawane w szklanych naczyniach, to starożytne szkło nie bardzo nadawało się do tworzenia pojemników, w których wino transportowano by i sprzedawano. Szklane butelki mogły stać się popularne w późnym antyku, ale do transportu i sprzedaży trunku stosowano raczej gliniane naczynia – przede wszystkim amfory (być może w późnym cesarstwie rzymskim, szczególnie na terenach galijskich, również drewniane beczki). Trafford przedstawia też Flawię Domityllę jako chrześcijankę i świętą. Tymczasem nie wiemy na pewno, czy rzeczywiście katolicka święta i siostrzenica cesarzy Tytusa i Domicjana to ta sama osoba, jak chciałaby tego tradycja kościelna. Z gruntu błędna jest też informacja dotycząca głosowania ludu rzymskiego w obrębie rioni. Po pierwsze, terminu tego – na oznaczenie podziału administracyjnego miasta Rzym – zaczęto używać dopiero w średniowieczu. W starożytności były to regiones. Po drugie, głosowania wcale nie odbywały się w obrębie tych „dzielnic” Rzymu, ale (w pewnym uproszczeniu) w obrębie centurii (opartych na podziale majątkowym) lub tribusów (opartych o podział terytorialny, ale nie związanych z regionami).

Na błędy autorki nakładają się błędy tłumaczki. Na s. 41 czytamy, że sesterc to moneta miedziana; tymczasem w angielskim oryginale czytamy – zgodnie z prawdą – że była to moneta wykonana z mosiądzu (brass). Powszechnym błędem jest też określanie trybuna plebejskiego jako trybuna ludowego. W starożytnym Rzymie lud to synonim wszystkich obywateli, plebs to tylko część tego ogółu należąca do warstwy plebejuszy. Trybunów plebejskich jako swoich reprezentantów wybierali jedynie plebejusze, nie ogół obywateli. Na s. 146 czytamy: Ponieważ Cezar poświęcił świątynię sobie…, co również jest błędem. W angielskim oryginale „As Caesar dedicated this temple [św. Wenus na Forum Cezara] himself…”, a więc poświęcił ją sam, a nie sobie. W tekście pojawia się też słowo strigil, które jest angielską kalką (a tłumaczka potraktowała je jako słowo łacińskie, pisząc je kursywą). Tymczasem po łacinie jest to strigilis, a po polsku określa się to narzędzie jako strygilę. Poza błędami w tłumaczeniu można też wskazać kilka miejsc, w których kuleje styl. Najlepszym tego przykładem jest zdanie: W świątyni Zgody możecie prosić o pomoc w targowaniu się o cenę, która ma nastąpić.

Zwróciłem też uwagę na potknięcie redakcyjne. Otóż ramka na s. 58, wygląda inaczej niż w oryginale. W polskim wydaniu jest dłuższa i obejmuje akapit, który w wersji angielskiej znajduje się już poza ramką. Moim zdaniem niezbyt szczęśliwym pomysłem było umieszczenie przypisów na końcu książki. Zawierają one bowiem nie tylko odesłanie do źródeł (wówczas taka ich lokalizacja nie byłaby problemem), ale też różne informacje dodatkowe. A że przypisów jest całkiem sporo, skakanie może być uciążliwe. Swoją drogą nie wiem, kto w polskiej redakcji wpadł na pomysł odsyłania do stron w dziełach starożytnych. Poszczególne wydania różnią się paginacją, a system odnośników do ksiąg, rozdziałów (i ewentualnie akapitów lub mniejszych części dzieł) jest uniwersalny. Na szczęście w bibliografii podano, z których wydań korzystał polski wydawca.

Podsumowując Jak przeżyć w starożytnym Rzymie to zabawna książeczka przeznaczona dla początkującego czytelnika. Niestety nie jest ona pozbawiona błędów, na które nakładają się dodatkowo uchybienia polskiego tłumaczenia.

Author

Z wykształcenia archeolog klasyczny. Z natury miłośnik nauki i literatury popularnonaukowej (szczególnie biologicznej i fizycznej). Z potrzeby człowiek zainteresowany kwestiami edukacji oraz upowszechniania nauki. Współautor raportu "Dydaktyka cyfrowa epoki smartfona. Analiza cyfrowych aspektów dydaktyki gimnazjum i szkoły średniej"

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content