Baner z okładką książki Klan Matejków

Klan Matejków

Autor: Marek Sołtysik

  • Wydawnictwo: Arkady
    Data wydania: 2019
    ISBN:  978-83-213-5115-5

  • Wydanie: papierowe
    Oprawa: twarda
    Format: 145 x 210 mm
    Liczba stron: 288
Historia Jana Matejki i jego rodziny. Matka wychowująca dzieci „do sztuki”. Bracia, z których Janek wcale nie czuł się najzdolniejszy. Córka Beata. Wyjątkowo utalentowany Józef Unierzyski. Witrażysta Stefan Witold Matejko. Temat Klanu Matejków zasługuje na wielką filmową sagę, równie fascynującą jak ta książka. Matejko był artystą i historiozofem, badaczem przyczyn upadku Polski. Zaskakiwał kolorystyką obrazów, oburzał wprowadzaniem na płótna postaci niewymienianych wcześniej przez kroniki. Marek Sołtysik w Klanie Matejków przywołał słowa wielkiego malarza Jerzego Nowosielskiego: „Pamiętajmy, że Hołd pruski i Bitwa pod Grunwaldem to są ewenementy w europejskim malarstwie historycznym – to najlepsze dzieła, jakie w tym gatunku powstały. A czy na co dzień myślimy o Matejkowskiej polichromii kościoła Mariackiego w Krakowie? On […] dał genialną koncepcję polichromii kościoła gotyckiego. Jeśli chodzi o sposób zdobienia kościoła w Europie XIX wieku, to Matejko stworzył największe dzieło”. z opisu wydawcy

Jan Matejko obok Henryka Sienkiewicza odegrał najistotniejszą rolę w kształtowaniu się wyobrażeń o polskiej historii w XX wieku. Jest to bez wątpienia najsłynniejszy polski malarz. Co prawda istnieje moda na postponowanie znaczenia tego artysty i wartości jego prac, ale obrazy Matejki należą do najbardziej znanych dzieł namalowanych przez polskich artystów. Kiedy wyobrażamy sobie wizerunki polskich władców, to mimowolnie przypominają się nam rysunki z Pocztu królów i książąt polskich Matejki. Chyba każda wykształcona osoba w naszym kraju kojarzy: Bitwę pod Grunwaldem, Hołd Pruski, Kazanie Piotra Skargi, Rejtana – Upadek Polski, Stefana Batorego pod Pskowem, Stańczyka, Astronoma Kopernika, czyli rozmowę z Bogiem, czy Kościuszkę pod Racławicami,  albo Konstytucję 3 maja 1791 roku, namalowane jego pędzlem. Gdy myślimy o malowanych przez niego wydarzeniach, widzimy je przez pryzmat jego twórczości. Doniosłość Matejki polega na tym, że nie próbował jedynie odtworzyć dawną chwałę (i niewykorzystane szanse) Polski, ale był też historiozofem, który chciał ukazać głębszy sens wydarzeń. Matejko był jednak nie tylko malarzem, którego obrazy opowiadają nam o historii Polski: sama jego biografia jest ciekawa i nieoczywista. Ojciec był Czechem pochodzącym spod Hradec Králové, a matka ewangeliczką, która wywodziła się z polsko-niemieckiej rodziny. Warto pamiętać, że Matejko odrzucił propozycję kierowania Akademią Sztuk Pięknych w Pradze, przekładając Kraków i polskość nad ojczyznę swojego ojca. Na życie Jana Matejki można by spojrzeć przez pryzmat polonizowania się imigrantów i ich potomków (tak jak Estreicherowie, czy Mehofferowie). Jego życie przypadło na czas najbardziej dramatycznego przełomu w postrzeganiu malarstwa i redefiniowania jego pojęcia. O ile w Matejce widziano przede wszystkim naśladowcę P. Delaroche`a, to trudno nie zauważyć, że wyniósł on malarstwo historyzujące na zupełnie nowy poziom, obdzierając je z taniego sentymentalizmu, nadając mu głębi, czyniąc z niego traktat o przeszłości. Najpierw doceniony, potem coraz bardziej niemodny, artysta próbował dostosować się do nowej rewolucji; przy czym nie mogąc odrzucić swojej wizji roli artysty, nie potrafił się odnaleźć w nowej impresjonistycznej rzeczywistości. Na tym jednak nie koniec tragicznych losów artysty: początkowo odnosząc sukces, zdobył wymarzoną żonę, miał przyjaciół, osiągnął wszystko, o czym mógł zamarzyć, po to jedynie, by dalsze lata spędzić w samotności, wykpiwany przez społeczeństwo. Matejko był artystą niepokornym, który nie bał się przypominać galicyjskim arystokratom o popełnionych przez ich przodków zbrodniach. Bezskutecznie wprawdzie, ale odważnie, próbował też ratować zabytki Krakowa. Wreszcie, był mistrzem i nauczycielem, którego uczniowie zapisali się złotymi zgłoskami w historii polskiego malarstwa. Wśród nich można wymienić:  Stanisława Wyspiańskiego, Jacka Malczewskiego, Józefa Mehoffera,  Leona Wyczółkowskiego, Wojciecha Weissa, Maurycego Gottlieba, Franciszka Żmurko czy Witolda Pruszkowskiego.

Niedawno na rynku wydawniczym pojawiła się nowa biografia tego twórcy. Jej autorem jest Marek Sołtysik, absolwent Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie (którą to w XIX wieku przeorganizował właśnie Jan Matejko). Marek Sołtysik jest prozaikiem, poetą, scenarzystą, dramaturgiem, artystą malarzem i grafikiem, redaktorem i krytykiem sztuki.

Książka bardzo skrótowo przedstawia życie Jana Matejki. Mimo nadanego jej tytułu, który obiecuje wzbogadzić wiedzę czytelników o klanie Matejków, autor rzadko wspomina innych utalentowanych członków rodziny malarza: syna Józefa Matejki, córkę Beatę z Matejków Kirchmayerową, zięcia (męża Heleny) Józefa Unierzyskiego czy też bratanka Stefana Witolda. Czytając książkę, odczuwa się przede wszystkim rozczarowanie: wszystkie informacje przedstawiane są wyjątkowo pobieżnie, nie wnosząc nic nowego do naszej dotychczasowej wiedzy o malarzu. Tymczasem w przypadku postaci takiej jak Matejko, która jest już bohaterem kilku biografii, trzeba wykazać się ciekawym pomysłem, aby napisać na jej temat coś nowego. Tego pomysłu w książce Marka Sołtysika zdecydowanie zabrakło. Można by przecież spojrzeć na życie artysty przez pryzmat relacji z żoną, pozwalając przemówić listom Matejki do wspomnianej ukochanej lub, przykładowo, skoncentrować się na wizji historycznej artysty, porównując ją z dziełami historycznymi reprezentantów krakowskiej historycznej szkoły. Wydawałoby się, że takim pomysłem było przedstawienie dalszych losów osób bliskich malarza i tego, jak radzili sobie z brzemieniem pochodzenia od słynnego przodka, ale opowieść Sołtysika o krewnych artysty jest mocno rozczarowująca i zdecydowanie zbyt wycinkowa. Autor przytacza niewiele informacji na temat tytułowego klanu Matejków, a gdy już jakieś przywołuje, robi to wyrywkowo: w efekcie jest ich po prostu za mało, aby dowiedzieć się czegoś interesującego na temat losów tych ludzi. Niewiele więcej dowiadujemy się również o rodzeństwie artysty. Niestety, książka więcej obiecuje, niż rzeczywiście daje.

Podsumowując, książka jest dużym rozczarowaniem: poprawna, ale zbyt skrótowa, zbyt powierzchowna, a przez to chyba niepotrzebna.

Kategorie wiekowe: , ,
Wydawnictwo:
Format:

Author

doktor habilitowany historii w zakresie historii starożytnej i adiunkt w Zakładzie Historii Starożytnej Uniwersytetu w Białymstoku. Autor książek "Konsolidacja Cesarstwa Rzymskiego za panowania Aureliana 270-275" (wyd. Avalon, 2007) i Jowisz, Jahwe i Jezus. Religie w Historia Augusta (wyd. Sub Lupa, 2015)

6 comments

  • Pan Suski, który jest naukowcem, a nie krytykiem literackim, napisał recenzję pięć lat po ukazaniu się książki! Mój „Klan Matejków”, utwór popularno-naukowy, napisany przez zawodowego pisarza i czynnego malarza, miał wcześniej kilkanaście recenzji, wnikliwych i pozytywnych, w czołowych pismach literackich i artystycznych. Zapóźniony recenzent, powtórzmy, Robert Suski, ośmielił się zakończyć swój tekst, pełen zdawkowych uwag barbarzyńskim podsumowaniem, że moja książka „jest chyba niepotrzebna”. Co do meritum: p. Suski, który twierdzi, że powtarzam ogólną wiedzę o Matejce i nie wnoszę niczego nowego, czyżby przed lekturą wiedział, co o sztuce Matejki pisał Jerzy Nowosielski (i gdzie pisał), co mówił o „Hołdzie Pruskim” Wacław Taranczewski? Co i gdzie mówił o Matejce Pablo Picasso? Dzięki rezultatom moich kwerend powstały rozprawy z zakresu historii medycyny, dotyczące jednego z ważnych modeli Matejki, prof. Gilewskiego. Nikt przede mną o tym nie pisał!!! Kłamstwo ma krótkie nogi. A poza tym – czemu ma służyć ten atak, czyli pełna zapalczywości i złej woli recenzja, opublikowana pięć lat po ukazaniu się książki, która odniosła sukces czytelniczy?

    Reply
    • Napisał Pan bardzo przeciętną książkę (Klan Korsaków jest równie zły), które jest sporym rozczarowaniem. Temat na książkę jest ciekawy, a rezultat pańskiej pracy banalny i mało odkrywczy. Właściwie pod każdym względem praca jest do bólu powierzchowna. O życiu Matejki i jego bliskich można było napisać dużo więcej i dużo lepiej. O obrazach Matejki można byłoby napisać więcej, ciekawiej i bardziej dogłębnie. Niestety Pańską pracę można streścić w kilku słowach: Banał, banał i tylko banał.
      Aby to pokazać zobaczmy, co napisał Pan o Stańczyku Matejki. Nie zauważył Pan dyskusji dotyczącej nazwy obrazu. Jak wiadomo ma on tytuł: „Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony wobec straconego Smoleńska”. Tymczasem w 1514 roku królową Polski była Barbara Zápolya, a Bona została żoną Zygmunta Starego w 1518 roku. Problem był długo nie zauważany w badaniach nad twórczością Matejki, ale zmieniło się to już jakiś czas temu. Matejko często odbiegał on odtworzenia przeszłości, wolał przenieść na płótno swoją wizję historiograficzną, niektóre jego przedstawienia są też anachroniczne dla epoki, ale w tym przypadku problem jest bardziej skomplikowany. Matejko nie przestawił Stańczyka w 1514 roku, a w 1533 (o czym świadczy ukazanie na obrazie komety opisanej przez Bielskiego, albo data na liście, który znajduje się na stole). Co więcej na liście widnieje też miejsce sporządzenia listu, czyli Żmudź (Samogitia). Każdy ten szczegół jest istotny, żadnego z nich Pan nie zauważył. Może należałoby zainteresować się, co się działo w 1533 roku na Żmudzi. Być może wtedy zrozumiałby Pan, co chciał przekazać Matejo i czemu sugeruje taką, a nie inną datę na obrazie. Nic nie wskazuje, aby Pan wiedział o różnych interpretacjach tego obrazu, a jest ich co najmniej kilka (choćby tezy H. Słoczyńskiego). Brakuje w pańskiej książce rozważania o znaczeniu Stańczyka w ówczesnym polskim imaginarium. W efekcie czytelnik Pańskiej pracy nie zrozumie głębi tego obrazu.
      Podobne problemy są przy opisach praktycznie wszystkich obrazów Matejki. Można byłoby omawiać je jeden za drugim. W przypadku wielu obrazów można dzięki Gorzkowskiemu można tutaj wyjść poza mętne spekulacje. Efektem sprostowań, na co nie zwrócił Pan uwagi byłaby książka dłuższa niż ta, którą Pan napisał. Czytelnik pańskiej pracy nie dowiaduje się, dlaczego Matejko nie był naśladowcą Delaroche (z którym go zestawiano), a rozwinął malarstwo historyczne na zupełnie inny poziom, daleki od sentymentalizmu Francuza. Nie dowie się w jakim kontekście artystycznym przyszło wykuwać Matejce swoją wizję malarstwa historycznego. Aby dać kontekst, to trzeba było zestawić obrazy Matejki z dziełami ówcześnie modnych malarzy tworzących obrazy historyczne, takich jak January Suchodolski. O malarstwie Matejki nie można pisać bez odpowiedniej podbudowy historycznej. Dobrze pokazuje to zestawienie Pańskiej pracy z monografią Jarosława Krawczyka, Matejko i historia (nota bene, brakuje jej w bibliografii pańskiej książki, za jakiś czas będę o niej pisał na mądrych książkach, tym razem pokazując jak warto pisać o Matejce, książka ukazała się ponad 30 lat temu, ale warto ją przypomnieć).
      Najlepiej o banalności pańskiej książki świadczy bibliografia zawarta na końcu książki. Niestety pokazuje ona jak mało Pan czytał o Matejce. W zupełności jednak tłumaczy ona, czemu Pańska praca jest tak powierzchowna i niepotrzebna. Stawia Pan pytanie: ” czemu ma służyć ten atak, czyli pełna zapalczywości i złej woli recenzja, opublikowana pięć lat po ukazaniu się książki”? Odpowiedź na to pytanie jest dosyć prosta. To nie jest dobra książka o Matejce. Wynik pańskiej pracy jest po prostu bardzo rozczarowujący. Jako historyk mogę powiedzieć, że temat, który Pan wybrał sobie na monografię, przerósł Pana.

      Reply
  • To znaczy, że po Mieczysławie Treterze, Stanisławie Tarnowskim, którzy napisali wspaniałe książki o Janie Matejce, już nikt więcej nie powinien pisać o mistrzu? Nawet Stanisław Witkiewicz?
    Pan nie jest recenzentem literackim. Pan nie umie poznać książki, pan swoją myśl zaczepia o szczegóły… głównie o te, których nie ma!
    Już w pierwszym zdaniu zawarł pan głupie przeinaczenie („Klan Korsaków jest równie zły”). Nigdy nie napisałem książki pod tym tytułem, Napisałem natomiast „Klan Kossaków”, który miał dwa wydania i kilkanaście pozytywnych recenzji.
    Czy ktoś panu dyktuje przez telefon?
    Przede wszystkim: nie zrozumiał pan formy mojej książki (wracam do „Klanu Matejki”, ale taka sama zasada jest w „Klanie Kossaków”): życie i twórczość artysty „KADR PO KADRZE”, jak to doskonale wychwycił i ujął w recenzji red. Bogdan Gancarz. O tym samym pisali w recenzjach wybitny powieściopisarz Piotr Wojciechowski i red. Janusz Termer. Podkreśliła to również w obszernym eseju prof. Wiesława Turżańska. Moje książki biograficzne prowadzą czytelnika do celu, którym jest poznanie ludzi, miejsc i tajemnic twórczości, bez ogłupiania symboliką wyssaną z palca przez mędrków, którzy nie mają pojęcia, czym rządzą się prawa twórczości.
    Dwie moje, wymienione tu, książki biograficzne są – tego im nie można odebrać – bezpretensjonalne. To migawki, sceny, ważne dialogi. Zostały napisane ze znawstwem tematu, bez ambicji odkrywania na siłę tajemnic nieistniejących.
    Nie radzę wypowiadać się autorytatywnie, że coś jest „niepotrzebne” lub „równie złe”, bo po pierwsze, ośmiesza się pan, po drugie, jest pan już w tej chwili posądzony o stronniczość, bo chęć wyrządzenia krzywdy mnie jako autorowi jest ewidentna. Niewykluczone, że jest pan narzędziem w czyimś ręku. Naraża pan na szwank moją pozycję i markę osobistą. W tym roku mija pół wieku od mojego debiutu, oprócz kilkudziesięciu emitowanych słuchowisk i wystawionych dramatów jestem autorem ponad czterdziestu wysoko ocenianych książek, w tym czterech biograficznych.
    Dziwię się, że niczym nieuzasadnione połajanki raczkującego recenzenta znalazły trybunę na portalu działającym pod egidą Uniwersytetu Jagiellońskiego, uczelni, na której miewam zaszczyt wykładać.

    Reply
    • Jedynie kto się ośmieszył to Pan, Pani Magistrze. Jedynie, kto naraził na szwank Pana pozycję to Pan sam. Nie rozumie pan malarstwa Matejki. Popełnia Pan błędy faktograficzne. Tak na przykład pisał Pan: „Teodora po ciążach przytyła. Jan to lubił. Wciąż kochał namiętnie swoją wybrankę. Podczas samotnego pobytu w Paryżu tyle razy wystawał w Luwrze przed aktami Rubensa, że pilnujący wziął go za zboczeńca i groził denuncjacją”. Zapewne jest to aluzja to listu Matejki do żony z Paryża, dn. 28. 09. 1867 roku, w którym Matejko pisał: oto jeśli pamiętasz kochana Ośko moja w Luwrze w drugiej sali zaraz na lewo od wejścia „Kobiety“ Giorgionego w ogrodzie przy studni — a jacyś dwaj na lutniach grają. Jedna z tych kobiet przypominami Ciebie Doro i dlatego obraz ten ma sympatję moją całą”. Wszystko Pan pomylił. Tycjana z Rubensem też

      Reply
  • Daleka droga do pana debiutu recenzenckiego. Wyskok Filipa z konopi to zero smaku i nieuczciwa tendencyjność. Nic niewarte tytuły. Argument z Luwrem – oczywiście do zbicia. Nie czytał pan jednej książki. Kończę wymianę zdań.

    Reply
    • Szkoda, że dyskusja na temat książek jest tłamszona przez histerycznie reagujących autorów, którym wszelką krytyka kojarzy się z atakiem personalnym (najlepiej na czyjeś zlecenie). Matejko był postacią historyczną i jako taka stanowi przedmiot studiów historycznych. Cóż to za zarzut, że recenzent nie jest krytykiem literackim, a profesorem historii?

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content